Rolnicy zajmujący się hodowlą świń są zrozpaczeni. Afrykański Pomór Świń, który coraz intensywniej rozprzestrzenia się na naszym terenie, a zwłaszcza w północnej części powiatu przeworskiego, odbiera im nie tylko hodowane zwierzęta. Duża część z nich nie widzi już sensu w dalszym utrzymywaniu gospodarstwa o tym profilu. Zwłaszcza, kiedy okazuje się, że prewencyjnie wybite sztuki, nie były zarażone.
W ubiegłym tygodniu na stadionie w Majdanie Sieniawskim odbyło się spotkanie lokalnych hodowców, głównie z terenu powiatów przeworskiego i biłgorajskiego, z przedstawicielami władz samorządowych. Na spotkaniu głos zabierali jednak w większości rolnicy, którzy za główną przyczynę swoich problemów uważają dziki i to je według nich, należałoby zlikwidować w pierwszej kolejności.
– Służby przespały odpowiedni moment, kiedy trzeba było wybić wszystkie dziki. To byłoby skuteczne i moglibyśmy uniknąć tego, co dzieje się teraz – przekonywali hodowcy. Niektórzy z nich stracili nawet 1000, czy 700 sztuk. Straty są ogromne, a wypłacane odszkodowania niewspółmierne. Wielu z nas zapowiada, że nie wróci już do hodowli świń, że to początek końca małych lokalnych gospodarstw, które produkowały zdrowe, wysokiej jakości mięso. Gospodarze zostali też z zapasem zboża paszowego i słomy na całą zimę, za co nie dostaną odszkodowania. Nie mają z tym co teraz zrobić. Jak przekonują, rolnictwo to zespół naczyń połączonych, jeśli jeden rolnik nie będzie brał od drugiego dla świń zboża czy słomy, to wtedy ten drugi też może mieć problem ze zbytem i wszystko powoli upadnie.
– Wokół naszych gospodarstw można znaleźć padłe dziki. Czasem nikt nie zbiera ich przez kilka dni, a to wystarczy żeby choroba się rozniosła. Wystarczy nawet żeby ptak czy mucha siadła na takim padłym dziku, by przenieść chorobę. Co tego, że mamy maty dezynfekujące, pilnujemy wszystkiego? Nie damy rady w 100% się obronić – mówili rolnicy.
ASF to spisek?
Hodowcy stawiają też poważne zarzuty powiatowym lekarzom weterynarii, twierdzą, że duża część zwierząt po uśmierceniu była zbadana i okazało się, że nie była chora.
– Lekarz powinien leczyć, a nie zabijać. To nieludzkie. Zabili nawet maciory, które na drugi dzień miały się prosić, jak tak można? Lekarze idą na łatwiznę, chcą wykończyć nie tylko świnie, ale i nas, a bez hodowli polska wieś nie przetrwa – oceniają gorzko.
U jednego z rolników wybito blisko 200 sztuk, a później okazało się, że wszystkie były zdrowe. Inny z hodowców opowiadał, że z zamrażarki zabrano mu przetworzone już mięso, które na własny użytek przygotował dwa dni wcześniej z ubitej świni. Wcześniej została zbadana i była zdrowa.
– To spisek przeciwko nam, małym, lokalnym hodowcom, chcą nas wykończyć. Wielkie korporacje pchają się tutaj, pewnie już szukają odpowiedniego miejsca. Ogromne ilości mięsa poszło do utylizacji jako padlina, a można było przecież je wykorzystać, np. na konserwy, kiedy okazało się, że świniom nic nie dolegało – mówili hodowcy.
Rolnicy czują się pozostawieni sami sobie. Apelują do władz oraz powiatowych lekarzy weterynarii, by pochylili się nad ich problemem zamiast zalecać im przestawić się na hodowle kur, kaczek, czy krów. Gdy upadnie hodowla świń, te gospodarstwa nie powrócą już do hodowli. To nie jest takie proste, często jest to wiedza i doświadczenie przekazywane z pokolenia na pokolenie, inwestycja w sprzęt, budynki, a mało kto chce zaczynać od nowa.
DP