Jesteśmy w połowie maja, większość egzaminów już za tegorocznymi maturzystami. Powoli można myśleć o wakacjach i tym, co dalej. Również młodsi wracają do szkół, choć te w większości obiecują, że skupią się na relacjach, a nie na sprawdzianach. Jak będzie – zobaczymy, choć jakby to zliczyć, to dni w szkole wcale tak wiele nie będzie – tu egzamin 8-klasisty, tu Boże Ciało, tam nauka hybrydowa… Kto się miał nauczyć, to się nauczył, bo za wiele teraz już i tak nie zwojuje.
Jak pokazują testy obecne od kilkunastu lat na egzaminach, wystarczy mieć odrobinę szczęścia, trochę podstawowej wiedzy oraz umiejętności rozwiązywania pytań zamkniętych i wstrzelania się w klucz. Nie do końca są one miarodajne, eksperci wskazują, że do zdania matury z języka polskiego w tym roku nie trzeba było przeczytać lektury, bo dłuższą wypowiedź pisemną tworzyło się na podstawie zamieszczonego w arkuszu fragmentu tekstu. Oczywiście, lepiej znać kontekst i cały utwór, ale całkiem spokojnie można sobie było poradzić. Zwłaszcza gdy podczas nauki zdalnej wykształciło się zupełnie inne umiejętności chodzenia na skróty, czy selekcji informacji. Chwilowy efekt może być zadowalający, ale co dalej?
Większość z nas, dorosłych, uważa że szkolna wiedza nie przydaje się na co dzień, poza podstawami takimi jak np. liczenie reszty w sklepie. Wiedza na temat rozmnażania pantofelka, rozbioru zdania, czy przywilejów szlacheckich może wydawać się potrzebna jedynie wtedy, gdy zgłosimy się do teleturnieju sprawdzającego wiedzę, ale nigdy nie wiadomo, co może nam się przydać, a i całość wiedzy wpływa na to, kim jesteśmy i jak rozumiemy otaczający nas świat. Choć jak pokazuje życie i tytuł jednej z książek obecnych na rynku, uczniowie piątkowi nierzadko pracują później dla tych trójkowych. Bo równie ważne są umiejętności funkcjonowania na co dzień, zaradność, samodzielność.
Niestety, dziś to że ktoś czegoś nie wie, w większości nie jest powodem do wstydu, co najdobitniej ukazują twórcy kanału w serwisie YouTube pn. „Matura to bzdura”. Przypadkowo napotkanym osobom zadają oni pytania z wiedzy ogólnej, na które każdy kto skończył podstawówkę, powinien znać odpowiedź. Często jednak okazuje się, że tak nie jest. Najczęściej braki mają młodzi ludzie, którzy nie są tym nawet zażenowani. Szkoda tylko, że nie odróżniając Sejmu od Senatu i nie zastanawiając się, skąd biorą się pieniądze na wszystkie rządowe „plusy”, ich głos przy urnach wyborczych znaczy później tyle samo, co bardziej świadomego obywatela.
Dominika Prokuska