W ciągu 23 dni pokonali na rowerach 2916 kilometrów, przejechali przez 6 krajów, spalili w sumie blisko 140 000 kalorii. Małżeństwo z Przeworska wybrało się na niezwykłą wyprawę do norweskiego Nordkapp. – Warto marzyć, warto o marzenia walczyć, warto podróżować, warto żyć pełnią życia – mówią.
Agnieszka Bukowa-Jedynak wraz z mężem Grzegorzem Jedynakiem rowerami przejechali trasę z Przeworska, przez Polskę, Litwę, Łotwę, Estonię, Finlandię i północną część Norwegii. Ona na co dzień jest kierownikiem inwestycji w gminie Przeworsk i przewodniczącą Rady Powiatu, on kieruje przeworskim szpitalem. Samorządowcy z krwi i kości z zacięciem sportowym, tak można o nich śmiało powiedzieć. – Owszem jesteśmy aktywni sportowo, ale absolutnie nie uważamy się za sportsmenów – zgodnie podkreślają.
Książka zainspirowała
Nordkapp, czyli Przylądek Północny, to skalisty klif znajdujący się na wyspie Magerøya. Wyspa połączona jest ze stałym lądem mającym 6870 metrów długości podmorskim tunelem, który schodzi aż 212 metrów poniżej poziomu morza. – Przejazd tym tunelem to nie lada wyzwanie dla rowerzystów. Najpierw ostry zjazd, trzeba mocno hamować a potem ostry podjazd, na którym miękną nogi. Najgorsze są jednak dźwięki generowane przez przejeżdżające samochody, brzmiące niczym z czeluści piekieł – mówi Agnieszka. – Nordkapp często, błędnie uznawany jest za najdalej wysuniętą na północ część Europy. To jednak nie jest prawdą. Prawdą natomiast jest to, że jest najdalej wysuniętym punktem Europy, gdzie można dojechać na kołach – tłumaczy Grzegorz, który całą wyprawę wymyślił. Jak się okazuje inspiracją była jedna z przeczytanych książek podróżniczych. – Tytułu i autora już niestety nie pamiętam, ale w iście magiczny sposób przedstawiła uroki północnych rubieży naszego kontynentu. I to wystarczyło, aby na początku zacząć marzyć, później planować, a w końcu tam pojechać – opowiada G. Jedynak.
Odnaleźć nie tylko siebie
Nasuwa się tu być może pytanie po co, w jakim celu? Dlaczego pojechali rowerem, a nie po prostu polecieli tam np. samolotem? Otóż jak twierdzą małżonkowie poprzez taką podróż chcieli odnaleźć nie tylko siebie i granice swoich możliwości, ale także pokłady nieco głębszych doznań. – Czy przez taką wyprawę możemy stać się lepsi, czy doznania podczas kilkutygodniowych zmagań, próby ciała i charakteru pomogą nam lepiej zrozumieć siebie i pędzący wokół nas świat? – odpowiadają. W czasie wyprawy Agnieszka i Grzegorz robili średnio 150 km dziennie, z pełnym bagażem (ok 17 kg na osobę – przy. Red.) i oczywiście bez pomocy samochodu technicznego. Im dalej na północ tym było im trudniej, ale tym samym było bliżej do celu. – Ostre góry, przenikliwe zimno, porywisty wiatr, który czasem dosłownie spychał nas z drogi. Każdy dzień wymagał równomiernego rozłożenia sił w zależności od własnych możliwości, dyspozycji dnia, pogody – kierunek wiatru, opady – oraz profilu trasy do pokonania – raczej płasko czy z dużą ilością podjazdów. Wyzwaniem były również coraz częstsze sytuacje, że przejeżdżaliśmy odcinki nawet ponad 70 km pomiędzy miejscami, gdzie mogliśmy spotkać ludzi i sklep aby kupić np. wodę czy coś do jedzenia. Nagrodą za wysiłek każdorazowo były wspaniałe krajobrazy i piękno nieskażonej przyrody, która nas otaczała. Soczyście zielone lasy, błękitne jeziora i surowe góry, a pomiędzy tym wszystkim dziko żyjące renifery nie bardzo przejmujące się naszą obecnością – mówi Grzegorz.
Zrobili to! Kolejna jeszcze tajemnicą
Po 23 dniach tej niezwykłej, rowerowej wycieczki mieszkańcy Przeworska dotarli do celu. – Gdybym wiedziała jakie czekają mnie tam wyzwania, szczególnie końcówka, która była bardziej wspinaniem się, niż jazdą rowerem, to pewnie bym się jeszcze raz zastanowiła – śmieje się Agnieszka i od razu dodaje. – Tak naprawdę, udało mi się pokonać taką trasę dzięki mężowi. Prawdziwa nagroda dla małżonków czekała na końcu, na Nordkapie. Kiedy stanęli na krawędzi klifu patrząc w bezkresną przestrzeń oceanu i uzmysłowili sobie, że dalej na północ już się jechać nie da. – Sam widok z klifu jest nieziemski. Ogromna satysfakcja i mnóstwo endorfin. Zrobiliśmy to, spełniliśmy nasze rowerowe marzenie – kwitują. Podczas wyprawy starali się pisać krótkie relacje, które umieszczali w mediach społecznościowych. Jak się okazuje śledziło je z wielkim zainteresowaniem wielu internautów. – Bardzo się cieszymy, że tyle osób nam kibicowało. Dla kilku staliśmy się nawet inspiracją, do tego stopnia, że zadeklarowali oni chęć wybrania się z nami na kolejną wyprawę – mówi Agnieszka. A czy będzie kolejna? – Jazda na rowerach to nasza pasja, a podróżowanie z sakwami jest jak narkotyk więc już snujemy plany na kolejną wyprawę. Dokąd? Niech to jednak jeszcze pozostanie tajemnicą – podsumowują.
tst