Burmistrz Jarosławia pyta mieszkańców, co zrobić ze Strażą Miejską i czy lampy uliczne zapalać. Gdyby był przekonany o ich przydatności, to nie pytałby. A tak wychodzi, że sam nie wie i już drugą kadencję duma, co z nimi zrobić. Strażnicy wykonują to, co im władza każe, a ta stara się ich pokazać, jako nieistotną w życiu miasta służbę. W Przeworsku takiego problemu nie mają i jakoś sobie radzą.
Burmistrz nie pyta o to, czy musi mieć zastępców. To widocznie sam wie. Podobnie, jak to kiedy powstanie, zapowiadane w kampanii wyborczej, 500 miejsc parkingowych. Jarosławscy radni też nikogo nie pytają i udało im się uchwalić tegoroczny plan finansowy miasta z istotnym naruszeniem ustawy samorządowej. Regionalna Izba Obrachunkowa dała miesiąc na usunięcie nieprawidłowości. Radnym trudno się dogadać, bo zderzają się u nich wykluczające nawzajem się podejścia. Muszą zadbać o siebie i jednocześnie albo przypodobać się burmistrzowi albo go gnębić. Na dodatek do wyborów niedaleko.
W Jarosławiu pyszni się zmodernizowana część rynku. Różnokolorowa kostka z ukazanym zarysem dawnego kościoła zachęca do spacerów. Drewniane stragany okalają ratusz i starzejąc się szybciej od kamienic, coraz bardziej wpisują się w charakter starego miasta. Możliwe, że takie było założenie i wpompowano grube pieniądze, by zawieszone na nich drewniane herby królewskiego miasta Jarosławia poczerniały i nabrały klimatycznego charakteru. A może tylko ktoś impregnat zakosił i zamiast herbowej płaskorzeźby płot sobie zabezpieczył. Wycinali trzy ostatnie drzewa przy rynku i jak tylko pierwsza brzoza poszła pod siekierę ruszyła lawina komentarzy. Betonoza – wołali. Zostawcie te resztki zieleni – apelowali. PGKiM się tłumaczyło, ale na argument, że drzewo było dziurawe dostało kontrę, że dziurawe nie musi być chore. Rynek modernizują według przyjętych i przedyskutowanych przed laty planów. To już wtedy było wiadomo, jak będzie wyglądał. Przy projektowaniu nikt nad brzozami larum nie podnosił. Gdy przyszło do wykonania tego, co zamierzono, krzyk się podniósł.
Tylko patrzeć i ruszą fontanny, które do niedawna obarierkowano, bo nie każdy wiedział, że nie należy po nich jeździć. Plastikowe barierki niezbyt kojarzą się z wodotryskami, ale gdyby zamiast nich ustawiono alabastrowe posążki nimf wodnych z Neptunem na czele, to byłoby i ładnie i bezpiecznie.
Burmistrz Pruchnika tłumaczy mieszkańcom Jodłówki i Kramarzówki, że za roboty poscaleniowe odpowiada starosta. Nasuwa się wniosek, iż coś jest nie tak z tymi pracami. Jakby było dobrze, to gmina nie informowałaby oficjalnie, że pochwały należy słać do powiatu. Coraz ciekawiej żyjemy, a wszystko wskazuje, że będzie jeszcze bardziej ekscytująco, a nawet widowiskowo.
Może być kabaret. A skoro przy nim jesteśmy, to warto posłuchać historii wielce uciesznej ukazującej jak chuda jest granica między panującym dziadem a dziadującym panem w wykonaniu jednego z naszych kabaretów. Mówią w niej o majestacie dziadostwa panującego.
Roman Kijanka